Witajcie,

Lato minęło błyskawicznie, ja w tym roku urlop spędziłam na miejscu, więc i okazji do opalania nie miałam za dużo. Opalam się tylko "okazyjnie" nie lubię leżeć plackiem na słońcu - pamiętajcie, żeby używać filtrów UV i nawilżać skórę nie tylko kosmetykami, ale także od środka - pijąc dużą ilość wody. W tym roku chodzę blada tęskniąc za poprzednim rokiem i pobytem w chorwackim Trogirze...  Mam jednak na to sposób - mianowicie do uzyskania oraz utrzymania opalenizny stosuję samoopalacze. Dziś przedstawię Wam moje hity (ale i ostrzegę Was przed kitem)...




Skusiłam się ze względu na nietypową formułę produktu, ciekawa byłam jak zadziała w postaci sprayu. Płyn pachnie samoopalaczem, przy pierwszym użyciu zrobiłam sobie mega smugi, ponieważ psikałam bezpośrednio na ciało i rozsmarowywałam byle jak (tak, moja wina:) ), niestety - w miejscu psiknięcia było więcej produktu i po ostatecznym "scaleniu się" produktu ze skórą była cała w plamy. Uważajcie też na zacieki, ja też sobie je zafundowałam wokół kostek :P Znalazłam jednak na mgiełkę sposób i teraz działa świetnie - mianowicie psikam trochę produktu do ręki i dopiero wtedy wcieram w ciało, trzeba to robić dokładnie miejsce w miejsce. Zapewnia mi to jednolity ładny kolor (bardzo ładnie barwi na brąz, nie tworzy brzydkiej pomarańczy). Minusem jest to, że musicie bardzo, ale to bardzo dokładnie umyć ręce - w przeciwnym wypadku będziecie mieć dłonie z plamami widocznymi wewnątrz dłoni i pomiędzy palcami :)


#2.  Bielenda, Magic Bronze - nawilżający krem brązujący do ciała

Mój ulubieniec, którym nie da się zrobić sobie krzywdy, ponieważ w ogóle nie tworzy na ciele nieestetycznych plam czy smug. Ma nawilżającą formułę, z charakterystycznym jak przystało na samoopalacz, ale delikatnym zapachem. Wystarczy go wsmarować w ciało jak balsam i odczekać. Skóra stopniowo z godziny na godzinę będzie się stawała ciemniejsza - ja ostatnio wysmarowałam się balsamem przed wyjściem z domu a po godzinie mąż stwierdził, że mnie "tak ładnie opaliło a słonko słabo świeciło" - zatem potwierdzam, działa :) Ja mam bardzo jasną skórę, ale sięgam po wersję do śniadej karnacji i nie jest jakoś ekstremalnie ciemny. Podejrzewam, że wersja jaśniejsza da mało widoczny efekt, jeśli używałyście tamtej wersji to dajcie znać jak jest, niestety nie mam takiego doświadczenia.


#3. Kolastyna, brązujący balsam do ciała

W linku macie nowszą wersję opakowania, jest lepsze, bo w miękkiej tubce. Balsam działa podobnie jak poprzednik, ale trochę mocniej barwi. Łatwo zrobić mi nim sobie krzywdę, muszę kupić specjalną rękawicę do samoopalacza i wtedy będzie idealnie. Pachnie bardzo ładnie. Mam wrażenie, że lepiej nawilża od kolegi z Bielendy. Mam wersję dla ciemnej karnacji, wcześniej zużyłam jedną tubkę dla karnacji jasnej ale nie podobał mi się odcień jaki dawała jaśniejsza wersja.


#4. Isana, Sun Sensation Body Lotion

Wrzuciłam go do koszyka, bo była wyprzedaż i kosztował grosze. Z początku współpraca szła dobrze, ale pewnego dnia... zafarbował mnie na żółto :D strasznie to wyglądało. Balsam ma ładny, całkiem inny jak na samoopalacz zapach i żółty kolor. Z początku ciało barwił ładnie na jasny brąz, a pewnego dnia ta żółć przeszła na mnie, co całkowicie go dyskwalifikuje z dalszego stosowania. Mam go jeszcze pół opakowania i miałam zamiar  wyrzucić (nie lubię marnować niczego, ładnie nawilża więc smaruję nim stopy i od razu zakładam grube skarpety). Nie kupię go ponownie.



Używacie samoopalaczy? Czy wolicie słońce/korzystanie z solarium?

Brak komentarzy: