Myślę, że dzisiejszy post będzie dla większości bardzo przydatny, a szczególnie kieruję go do tych z Was, które zmagają się z naprawdę mocnym owłosieniem - mam tu na myśli intensywność czyli ilość tego owłosienia, jak również mocną strukturę - grube, ciemne włoski, które niejednokrotnie odrastają już na drugi dzień po depilacji, wrastają w skórę tworząc ranki, itp. Wszystko o czym zaraz przeczytacie będzie podzieleniem się z Wami moim doświadczeniem, zatem zapraszam do lektury.


 #MASZYNKA DO GOLENIA
Podejrzewam, że dla większości z nas maszynka do golenia jest rozpoczęciem depilacji, przynajmniej tak było u mnie. Niestety, kończyło się zawsze podrażnieniami i koniecznością ponownego golenia się już na drugi dzień - a to wiązało się z jeszcze większym podrażnieniem i wrastającymi włoskami. Potem na baaardzo długo w ogóle nie miałam maszynek w domu, ale jakiś czas temu trzeba było do nich wrócić, żeby przygotować skórę do  >>fotodepilacji<<. Mi najbardziej służą maszynki 'Skino' z Biedronki, w wersji dla mężczyzn. Mają ruchomą głowicę, łatwo i delikatnie usuwam za ich pomocą włoski. Wcześniej oczywiście stosuję >>szczotkowanie ciała<<, co zapobiega wrastaniu włosków. Nie używam do golenia żadnych pianek, najlepiej goli mi się na... odżywkach do włosów z Kallosa :)


#KREMY DO DEPILACJI
Po maszynkach przyszedł czas na kremy i do dzisiaj bardzo lubię ich używać, ale tylko na okolice bikini i pachy - dzięki temu nie ma obaw o podrażnienia (oczywiście wykonajcie próbę uczuleniową, żeby nie podrażnił Was krem). Myślę, że nie sprawdzą się na nogach, a nawet jeśli, to chyba musiałabym zużyć całą tubkę na jedną depilację, co jest mało ekonomiczne. Przerobiłam kilkanaście marek kremów do depilacji i mi najbardziej odpowiada marka Eveline (z łagodzącym aloesem oraz ultraodżywczy ekspresowy krem z minerałami morskimi (który i tak trzymajcie dłużej nawet 10 minut, ale świetnie działa) ) - bardzo dobrze działają rozpuszczając włoski i nie są tak uciążliwe dla nosa jak te z innych marek. Miałam też w swojej kosmetyczce kremy od Bielendy, ale miały okropny zapach...


#DEPILATOR MECHANICZNY
Maszynka nie, krem nie, to może depilator? Przeczytałam mnóstwo recenzji, wybrałam model Braun Silkepil SE1170 i już urosły mi skrzydła, że w końcu koszmar częstej depilacji się skończy a włoski będą rosły wolniej i coraz słabiej... Jeśli tak macie, to zazdroszczę - u mnie był to okropny ból wyrywania grubych włosków, które odrastały jak głowa smoka - z jeden cebulki nagle zaczęły mi wyrastać 3 włosy i tak na całych łydkach... Nie wiem dlaczego tak się działo, ale jakby tego było mało wyrywanie pęsetami grubych włosków powodowało u mnie niesamowite podrażnienie skóry, a jak już udało mi się doprowadzić ją po kilku dniach do normalnego stanu, to włoski akurat zaczynały odrastać i znowu koło się zamykało. Podrażnienie występowało non stop i mi pomagało używanie Panthenolu w piance, który natychmiast łagodzi wszelkie podrażnienia. Nie pamiętam ile miesięcy tak się męczyłam, aż w końcu depilator sprzedałam i odkryłam to czego mi było trzeba:


#FOTODEPILACJA - IPL
Chyba nie ma sensu, żebym ponownie wypisywała tu swoje ochy i achy na temat tej depilacji, odsyłam Was w tym momencie do recenzji, która jest najczęściej czytanym postem na moim blogu >>RECENZJA IPL: Philips Lumea vs Lescolton<<. Napiszę Wam tylko tyle, że moja skóra zyskała prawdziwe ukojenie, a włosków na łydkach prawie już nie mam - zatem po tylu nieudanych próbach trafiłam na ideał. Zabieg trzeba powtarzać, marzy mi się kiedyś laser, to już w ogóle byłaby mega wygoda, natomiast na dzień dzisiejszy mam jeszcze do wykorzystania tyle impulsów świetlnych, że może uda mi się w domowym zaciszu uzyskać w pełni zadowalający efekt. Sesje z ipl odpuszczę sobie jednak na baaardzo długo, ponieważ okres ciąży i karmienia jest podstawowym przeciwwskazaniem do ich wykonywania. Ale przypomniałam sobie o jeszcze jednym sposobie, który bardzo dobrze działał i właśnie tak będzie wyglądała moja depilacja przez najbliższe kilkanaście miesięcy:


#PASTA CUKROWA
Pastę cukrową wypatrzyłam na youtube i zrobiłam ją sama z ciekawości, gdy oczekiwałam na paczkę z depilatorem. Potem przyszedł depilator i zapomniałam o tej metodzie, ale teraz jest dobry czas, żeby znowu do niej sięgnąć, bo daje naprawdę dobre efekty, które hamują odrastanie włosków nawet na ok.10-14 dni.

Przepis:
*2 szklanki cukru
*1/4 szklanki wody
*1/4 szklanki soku z cytryny.

Wszystko należy wrzucić do garnka i zagotować. Gdy zmieni kolor na brązowy (karmelowy) wyłączyć. Ostudzoną pastę nabieramy na dłoń i rozgrzewamy (zimna jest twarda jak kamień, gdyby był problem z jej rozgrzaniem to włóżcie ją na krótką chwilę do mikrofali lub kąpieli wodnej). Następnie nakładamy ją pod włos i zrywamy zgodnie z kierunkiem wzrostu włosa. Żeby nie przyklejała się Wam do skóry, polecam wcześniej zaaplikować w miejsce depilacji trochę talku - dzięki temu pasta przyczepi się tylko do włosków. Ta metoda o dziwo mnie nie podrażnia, choć wszelkie wyrywania mi nie służyły. Tu jednak nie ma mowy o czerwonych kropkach. Spowalnia też odrastanie włosków i rosną one o wiele słabiej. Szybkość zabiegu porównywalna jest do plastrów, z tym, że tutaj użyjecie o wiele mniej pasty - jedna porcja to kilkukrotne zerwanie włosków. Teoretycznie kulka w dłoni powinna wystarczyć na obie nogi, ja czasem dobieram trochę więcej. Jest to zatem patent na każdą kieszeń, składniki do pasty raczej zawsze ma się w domu, więc nie trzeba nawet wychodzić do sklepu:)

Wrzućcie wszystkie składniki do garnka z grubym dnem - najpierw rozpuści się cukier, potem będzie się gotować przez ok. 20-25 minut i uzyskacie po tym czasie karmelowy kolor. Wówczas pasta jest gotowa.


Która metoda depilacji jest dla Was najwygodniejsza? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzu.







Brak komentarzy: